Użytkownik: Hasło:

 Strona główna

 Turnieje

 Statystyki

 Zawodnicy

 Regulamin

 Pomoc

 Linki













TURNIEJ - SZCZEGÓŁY


Data turnieju: 2006-07-27

Miejsce:Zawodnik:R1:R2:R3:R4:Pkt:Średnia:
1  Piotrek D.*148 (0)192 (1)212 (1)133 (0)0,00171,25
2  Daniel M.158 (1)156 (0)115 (0)199 (1)0,00157,00
3  Przemek K.136 (0)158 (0)178 (0)124 (0)0,00149,00
4  Paweł R.*128 (0)142 (0)163 (0)158 (0)0,00147,75
5  Artur W.*154 (0)99 (0)168 (0)148 (0)0,00142,25
6  Radek K.136 (0)153 (0)121 (0)149 (0)0,00139,75
7  Krzysiek K.133 (0)137 (0)122 (0)135 (0)0,00131,75
8  Mariusz H.103 (0)143 (0)97 (0)143 (0)0,00121,50
9  Marcin S.107 (0)110 (0)113 (0)120 (0)0,00112,50
10  Leszek130 (0)101 (0)112 (0)105 (0)0,00112,00
11  Daniel MK92 (0)116 (0)92 (0)133 (0)0,00108,25
12  Jarek W.67 (0)66 (0)88 (0)106 (0)0,0081,75


Komentarz główny:

2006-08-03 16:36:30
„Umar? krl niech ?yje krl”

Mocny Ludwik XIII ugi?? si? pod jeszcze mocniejszym Ottonem III.
„Bg stoi po stronie liczniejszych batalionw”
Ludwik osamotniony, pozbawiony swego doradcy w osobie diuka,
 wiernego kapitana gwardii, bez kaprala, bez do?wiadczonego gwardzisty, 
ktry ongi? kapitanem tak?e by?, odeprze? germa?skiego ataku nie zdo?a?.
W czasie wojny krlowie potrzebuj? wsparcia.
Potrzebuj? kogo?, komu mog? zaufa?.
Nie by?o nikogo.
Ludwik poleg?.
...
walcz?c jeszcze – jednak b?d?c ju? rannym od ciosu pierwszego, 
szamocz?c si?, pluj?c krwi?, odpieraj?c szale?cze natarcia 
rozw?cieczonego barbarzy?cy - zapomnia? o ciosie drugim, 
ktry nadszed? nagle z prawej flanki, czyli z regionw zupe?nego 
zapomnienia.
Drugi cios by? ju? ?miertelny.

Bitwa to by?a wspania?a, zaciek?a, i dziwnie niespodziewana.
By?a przede wszystkim naznaczona najwy?sz? ?redni? od ponad 3 lat.
A jej wynik to: 131,23
?rednia toru krlewskiego: 154,16
Je?eli krl ma bi? krla to tylko w takich potyczkach.
Szczyty pozwala?y do?om popatrze? na siebie przez chwil?.



Klasyfikacja wieczoru.


12	  Jarek W.	67	66	88	106	81.75
„S?abym pozostaje tylko jedna bro?: b??dy silnych”
C? zrobi? w sytuacji w ktrej s?abi bezradnymi a silni jeszcze silniejszymi?
Odpu?ci?.
Jarka umiej?tno?ci najwyra?niej bywaj? niekiedy terenem obcej inwazji.
Przerasta Jego ten sport.

11	  Daniel MK	92	116	92	133R	108.25
W?a?ciwie idzie o drobiazg.
Daniel MK to nie Daniel M.
W jednej bitwie toczono wiele bitew.
W oddali wa?y?y si? losy kraju, Daniel MK tymczasem, 
s?ysz?c trzaski krusz?cych si? kopii o tarcz? kl?cz?cego ju? Ludwika 
toczy? w?asn?, wewn?trzn? bitw? z upiorami.
To przykre kiedy kto? awansuj?c z 29 lokaty w KG na 25-t? /przy 
okazji ustanawiaj?c rekord osobisty/ nie potrafi awansowa? 
do kolejnego turnieju.

Powy?szej dwjki nie ujrzymy w nast?pnej ods?onie.

10	  Leszek	130	101	112	105	112.00
Upalnym latem, kiedy nast?puje rzadko spotykana ?mier? natury
 poprzez wysuszenie, ?wiat staje si? nagi.
Przychodzi smutek w czasie kiedy radowa? si? powinno.

Gor?czka jest dla Leszka pod?a.
Zatraca On swj w tych warunkach intelekt i zmys?y.
Nie ma ju? czego oczekiwa?.
Pojawianie si? w pierwszej pi?tce wieczoru odesz?o.
Leszek zapewne ju? my?li o mrocznym i ch?odnym ko?cu pa?dziernika.
Wtedy uderzy.


9	  Marcin S.	107	110	113	120	112.50
Marcin zostawi? za sob? Trzech.
I jest to w Jego sytuacji wyczyn do?? spory.
Wreszcie co? jakby drgn??o, przebudzi?o si? w tym kolosie
 – ci?gle w Niego wierz? – ktry niczym pradawny potomek Odyna 
jednym machni?ciem mo?e obszar do?? spory spustoszy?.
Problem w tym, ?e potomkowie boga p?nocy budz? si? wiekami.


8	  Mariusz H.	103	143	97	143	121.50
O marzeniu to samo mo?na rzec co i o grze.
Z pocz?tku jeste? ofiar? oszusta, p?niej sam stajesz si? oszustem.
Mariusz w pewnym momencie zacz?? blefowa? szalenie.
Zacz?? marzy?.
Przenis? si? my?lami w inny wymiar zerkaj?c na reszt? z gry.
B?d?c nieobecnym trafia? idealnie.
Nagle zaniepokojone g?owy owej reszty skierowa?y si? w kierunku
z ktrego dochodzi?y odg?osy dzwonnikw.
Wtedy te? i Mariusz powrci? do swojej pow?oki cielesnej,
 ktra najwyra?niej szykanowana i przeszywana na wylot
 spojrzeniami zwyczajnie si? spali?a.


7	  Krzysiek K.	133	137	122	135	131.75
Krzysztof zaczyna delikatnie zawodzi?.
Zasysa go sadzawka ?redniactwa.
Mia? walczy?.
A nie walczy, cho? mo?e s?dzi, ?e to w?a?nie robi.
Nie bj si? cieni. One ?wiadcz? o istnieniu ?wiat?a.
Chwy? za rapier i walcz.
Walcz powiadam.


6	  Radek K.	136	153	121	149	139.75
Ktokolwiek po och?oni?ciu ze ?miechu, jaki zawsze towarzyszy 
pojawieniu si? tego kuglarza – gdy? jest On kuglarzem niew?tpliwie
 – przypatrzy si? Mu uwa?niej, dostrze?e na twarzy Jego rysy artysty.
Radek to kuglarski artysta.
Zagra? naprawd? dobrze.
C? z tego, jak Inni zagrali jeszcze lepiej.
Gra? ?le, gra? dobrze, gra? bardzo dobrze i znw by? szstym.
To zapewne kolejna sztuczka.
Nie wiadomo tylko, czy Jego, czy losu.


5	  Artur	154	99	168	148	142.25
Dostojnie skromny by? pierwszym ktrego dosi?g?a gorycz degradacji.
Do?wiadczenie do?wiadczonego do?wiadczy?o dotkliwie.
Jedyne co Mu pozosta?o to karcenie Tych, ktrzy stoj?c w szyku
 krzywo obejmuj? swoje halabardy. 
Atrybut kaprala.
4	  Pawe? R.	128	142	163	158	147.75
Po pi?knym wej?ciu w pierwszym, w drugim co prawda wyj?cia
 nie mia?, ale o ponownym wej?ciu nie by?o ju? mowy.
Utkn?? wi?c gdzie? pomi?dzy wej?ciem a wyj?ciem.
By? jak ta szklanka firmowa Sprite, ktra sama w sobie Sprite 
jeszcze nie tworzy balansuj?c na kraw?dzi pora?ki wywo?anej 
pragnieniem.
Sprite wygrywa.
Pragnienie zawsze drugie.
A szklanka?
Wiele jest odmian szklanek.
Nie bez znaczenia jest tak?e szk?o z ktrego owe szklanki si? wyrabia.
Grubo?? jest wa?na.
Ci??ko tak? z takiego grubego szk?a st?uc.
S?dz?, ?e ta szklanka jest z takiego w?a?nie szk?a.


P O D I U M

3	  Przemek K.	136	158	178	124	149.00
Tysi?ce przewrotnych pomys?w kot?owa?o si? w g?owie Ludwika,
 to w pojedynk?, to ca?? chmar?.
Nagle ucich?o wszystko.
Trzymaj?c niezgrabnie kul? trwa? w jakim? ponurym oczekiwaniu 
podobnym do wpatrywania si? w nocne krajobrazy.
Stoj?c tak, przyj?? na lew? rami? t?py topr.
Zgrabne palce lewej r?ki zwolni?y u?cisk.
Na pod?og? spad?o ber?o.
Wtedy to, konaj?cy i na wp? przytomny monarcha ujrza? mozolnie 
przesuwaj?c wzrok na prawo nadci?gaj?cego ze sztyletem w d?oni
 przysz?ego diuka, ktry ugodzi? go – jak raczy?em wspomnie? 
na wst?pie - ?miertelnie.


2	  Daniel M.	158	156	115	199R	157.00
Apogeum.
To jedyne s?owo dla okre?lenia takich chwil.
Szcz??cie niczym morze w tym dniu osi?gn??o swj poziom 
najwi?kszego przyp?ywu.
Z g??bi nieprawdopodobie?stwa wychyli? si? wstydliwy sen o pot?dze.
Nigdy jeszcze przewrotno?? przypadku nie obrachowa?a lepiej.
Nigdy dot?d nie podsun??a zaskoczenia tak nagle i niespodziewanie.
To by? emocjonalny gwa?t.
Awans z 17 pozycji w KG na drug?, nosi? musi powa?ne znamiona 
mega awansu tym bardziej, ?e wywalczenie drugiego miejsca wieczoru 
by?o Jego dopiero drugim w historii startw.
Daniel M. staj?c si? diukiem przybra? nowe imi?. 
Oto ono: Boromir duc de Combate.
Jak wida?, nie zawsze wszyscy, czuj?c powag? sytuacji lub jej
 nie czuj?c wstrzeli? si? mog?, powiedzmy, adekwatnie 
do krlewskich roszad.


1	  Piotrek D.	148	192	212R	133	171.25
Zmia?d?y? i rozdepta?.
P?niej zasiad? na bogato zdobionym tronie pod z?ocistym baldachimem
 przy ktrym czterech, czarnych algierskich kastratw wymachiwa?o
 wachlarzami sporz?dzonymi z po??k?ych li?ci palmy daktylowej
 tworz?c przyjemny ch?d, ktry docieraj?c do wszechw?adnego
 Ottona III delikatnie muska? Jego krlewskie lica.
212 to recepta na d?ugie rz?dy.
Zdarzaj? si? jednak czasami przypadki, ?e zwyci?zcy zwyczajnie 
wstyd przed zwyci??onym, i? Jemu to w?a?nie przypad?o zwyci?stwo 
naznaczone w pewnym stopniu oszuka?czym systemem zliczania punktw.
Zawini?y sznury.
Wyniki posz?y w ?wiat.
Loteryjny los mg? oczywi?cie trafi? na ka?dego.
Dlatego te?, nie nale?y pomniejsza? nieograniczonej pot?gi Pana.
Na szcz??cie w?adcy s? ?miertelni.

?

Przerywnik.
Poni?ej, bez ?adnych korekt /brak czasu/ zamieszczam konkluzje by?ego 
kapitana gwardii, ktry najwyra?niej chcia?  odda? cze?? ust?puj?cemu
 Ludwikowi XIII /pisane bez u?ycia znakw diaktrycznych/ 

„Opusciwszy pole bitwy, Krol a w?asciwie juz teraz tylko Baron rozejrzal sie wokol.
 Wszedzie, gdzie okiem nie siegnal widzial zwloki swoich sprzymierzencow
 i wrogow. Ich bladotrupie twarze i otwarte galki oczne wpatrywaly sie w niego 
niemym spojrzeniem. Nad polem bitwy rozpoczely juz wielka uczte kruki,
 sepy i hieny wyjadajac co miekszejsze tkanki z cial lezacych w bezwladzie 
meznych oniegdaj rycerzy i bohaterow, ktorzy wielokrotnie dowiedli
mu swojej odwagi i oddania w niejednej bitwie, gdzie ramie w ramie
 nieraz stawiali czolo ogromnej sile wroga nie zadko w
spomaganego silami magow oraz stworzen o ktorych nie opowiada sie
 dzieciom nawet w opowiadaniach, opowiadanych przy wieczornych 
ogniskach czy przy okazji jarmarkow i swiat zielonego poranka, 
tak bardzo przez niego lubianego za mlodych lat, gdy uczyl sie polityki,
 sztuki wojennej i szermierki od najznakomitrzych mistrzow. Obraz jaki sie
 jemu ukazal wywolal w nim torsje a twrz jego przbrala grymas greckiej maski. 
Jednak z jego ust nie wybyl sie zaden dzwiek. Wzamian tego poczul tylko 
smak slodkiej gestej krwi ktora toczyla mu sie powoli z ust plamiac snieznobila
 wczesniej przepaske z wizerunkiem smoka stojacego w czerwonych plomieniach.
 Przepaska byla teraz szara i postrzepiona, poplamiona krwia jego
i jego wrogow ktorych siekal swym Krucyfiksem, oburacz podczas obrony
 krolestwa.Idac chwiejnym krokiem w kierunku zarysow znajomego zakonu, 
mysli jego szrgaly uczucia zlosci i ogromnego zalu. Jedna reka ciagnal 
swoj miecz a druga tamowal krwawienie z lewego boku po ciosie dwusuecznym
 toporem jaki otrzymal od germanskiego wojownika, podczas szalenczej walki. 
Wiedzial ze germanskie plemiona  smaruja ostrza toporow i groty strzal 
przed walka trucizna wyrabiana przez nich wedlug tylko znanego przepisu,
 ktora powoduje rozwodnienie krwi i ogromne krwawienia z najmniejszych 
nawet ran, powodujac wykrwawienie i powolna smierc w meczarniach. 
Wiedzial rowniez ze zostalo mu maksymalnie 2 godziny zycia nim sie 
wykrwawi bo tyle dziala trucizna. Nie wiedzial jednak jak dlugo 
byl nieprzytomny na polu bitwy co spowodowalo ze resztka sil misial 
przyspieszyc kroku by w pore dotrzec do zakonu gdzie opatrza jego rany. 
Przez chwile rozwazal porzucenie miecza ktory mu strasznie ciazyl,
jednak mysl ta tak szybko jak do jego mozgu dotarla zostala z niego
 wyrzucona. Nie mogl przeciez wyrzucic owianego chwala i licznymi
 legendami miecza obisiecznego - zwanego Krucyfiksem.  
Miecza wyjatkowego, miecza ktory sam od wiekow wybieral sobie wlasciciela, 
miecza ktory przed nim dzierzyli legendarny Krwawy Al-dzamar czy jak 
legenda glosi sam Swiety Jerzy. Miecza ktory zostal przez niego zdobyty 
podczas dziesiecioletniej misji w Yansacie, miejscu tak mrocznym, ze do
 dzis dnia z zyciem powrocila z niego tylko garstaka smialkow, gdzie
 dowiodl swojej odwagi oraz tego ze jest jego wart walczac z zapedmi 
nachodzacych go bogan oraz wladcy Yansatu Janusza Przewrazliwionego,
wyznawcy tabelek i przedziwnych pomyslow, mistrza planowania i organizacji.
 Miecza ktory zrobiony zostal jak legenda glosi z tego samego stopu stali 
co Swiety Gral na gorze Synaj przed wiekami, dzieki czemu odznaczal 
sie ogromna wytrzymaloscia i niesluchana lekkoscia. Jego bosko ostre
 krawedzie oraz niezwykla w porownaniu z inntm mieczami waga
 powodowalu ze nadawal sie zrowno do szermierki jak i siekania
 oboracz, a jego zaostrzony w ksztalcie Egibskiej piramidy czubek swiecil
 w nocy blekitna poswiata, a zanurzony w wodzie zawsze wskazywal polnoc 
i droge do jego krolestwa-Kregielni. W oddali, za plecami slyszal odglosy 
germanskich trumfow zwyciestwa Ottona III i radosna piesn szpitalnikow 
chwalaca ich bozka zwanego Aspiryna. Wiedzial jednak ze nic teraz 
nie wskora i musi przezyc by odbic tron i przywrocic lad w krolestwie. 
Slabl coraz bardziej, a  spekane od pragnienia i kurzu usta wydawaly sie palic.
 W glebi umyslu i resztek trzezwych przeblyskow woli, przerywanych
 bestialsko ciemnoscia zmeczenia i bolu, wiedzial, ze gdzies daleko 
ma polnocy jest jego wierny kapitn gwardii ktory przybedzie z odsiecza 
z gwardzistami. Modlil sie w duchu by jego rycerze Artur Zwany Celnym, 
Funky Zany Chwiejnym, czy zadko pojawiajacy sie w krolestwie Sebastan 
Wielki, przezyli bitwe i nie dostali sie w niewole boganskich germanow, 
ktorzy zwykli szlachetnie urodzonymi jencami karmic swije hordy
 gijadow-stworzen zawzietych i zarlocznych bedacych na wpol pumami 
a wpol orlami. Wiedzial jednak ze na nic to wszystko jezeli zaraz nie
 dotrze do bram zakonu. Ciagnac nogami, kierowany tylko opatrznoscia
 boza, nie wiedzac kiedy i jak dlugo podroz mu ta czasu zabrala, 
dotarl do bram zakonu. Wyplywajaca z rany krew byla juz koloru burgundu, 
co swiadczylo o tym ze jego czas dobiega konca. Resztka sil uderzyl 
w ogromna mosiezna brame i w tej samej chwili ogarnela go ciemnosc 
i uczucie blogosci tak dziwne i mile zarazem ze trodno sie jemu 
przeciwstawic. Spadal w bezkres ciemnosci ktora go zewszad otaczala, 
nie slyszac i nie widzac nic. W duszy tylko bebnily mu mysli o zemscie
 i zdradzie germana i szpitalnika oraz  mysl o swoim wiernym kapitanie 
gwardii przebywajacym gdzies na dalekij polnocy, w pustynnych zarach.
 Zemsta....zemsta......”


Klasyfikacja generalna:
http://www.liga.yansat.pl/stat1.php
Klasyfikacja medalowa:
http://www.liga.yansat.pl/stat2.php
Klasyfikacja Zawodnika Roku 2006:
http://www.liga.yansat.pl/stat3.php


! Nowe szaty krla:
http://www.liga.yansat.pl



Kolejny krl wyda? swj pierwszy zapis regulaminowy:
„ Wygrany wieczoru ma prawo do wprowadzenia jednego debiutanta”


Wiara w diab?a to odwrotna strona wiary w Boga.
Jedna ?wiadczy o drugiej. Kto ani troch? nie wierzy w diab?a,
 ten nie bardzo wierzy w Boga. Kto wierzy w s?o?ce, musi wierzy? w cie?. 
Diabe? to bo?a noc. A czym?e jest noc?
Dowodem, ?e istnieje dzie?.
Wierzcie w krla jakiego chcecie.
Wiernymi Ottonowi III b?d?cie.


Sporz?dzi?
Manuel Valdes Larranga
Baron





Yansat 2005-2009